poniedziałek, 16 grudnia 2013

Piękna Guardians. Rozdział świąteczny

  
- Błagam niech oni już przestaną! – jęczała dramatycznie Magda, gdy słuchała kolejnej klasy zawodzącej w czasie „Bitwy na kolędy”.
- Oj nie marudź. Nie jest wcale tak źle – powiedziała niepewnie Ania. Skrzywiła się, gdy usłyszała kolejną fale  nieczystych dźwięków. Druga Strażniczka spojrzała na nią z kwaśną miną.
- Proszę cię! Sama się oszukujesz – gderała.
- No dobra, dobra. Przyznaję – jest fatalnie. Ale sami też nie wypadniemy zbyt dobrze. Niektórzy nawet nie znają tekstu.
- Nie przesa… - Magda umilkła gdy usłyszała, że ktoś z ich klasy pyta się jaką kolędę śpiewają. W tym momencie strzeliły razem z Małą Szaloną tradycyjnego fejspalma.
- Czyli jest gorzej niż myślałam – stwierdziła z cichym westchnięciem. Nastała chwila ciszy (oczywiście z wyjątkiem grupy uczniów jęczącej na scenie). Nawet Ania zamilkła. Zmarszczyła czoło,  jakby o czymś myślała. Nagle zerwała się z miejsca ku zdumieniu wszystkich wokół.
- Magda! Potrzebujesz pseudonimu! – krzyknęła w stronę dziewczyny.
- Ale po co?
- Jak to po co?! Może kiedyś w przyszłości jakiś utalentowany młody pisarz będzie chciał uwiecznić nasze wyczyny na papierze!
- Mhmm jasne – mruknęła główna zainteresowana.
- No weź. Może Ochmagdżi? Albo OłMag?
- Ania, chyba chcesz oberwać frytkownicą. Na co i po co mi to?
- Znacznie ułatwisz mu robotę.
- Komu?
- No temu utalentowanemu młodemu pisarzowi, który będzie spisywał nasze przygody.
- W jaki sposób mu pomogę nadając sobie jakiś pseudonim?!
- No będzie mniej powtórzeń w tekście.
- Serio? To tyle? – spytała zdegustowana „Ochmagdżi”.
- WIEM! PIECUCH!
- Wiesz co? Dla świętego spokoju zgadzam się – westchnęła Magda. Nagle Ania położyła palec wskazujący na ustach, sygnalizując żeby „ Piecuch” była cicho.
- O co chodzi? – spytała.
- Ciiii… Za chwilę Czarek będzie śpiewał! – szepnęła Mała Szalona.
Obydwie zamilkły. Zgasły światła. Usłyszały podekscytowany głos konferansjera.
- Lejdis end dżentelmen, damy i gospoda, mesier e madam, meine Damen und Herren! Tylko w tym dniu! Tylko tego popołudnia! Pojawi się przed Państwa oczami! Jedyny i niepowtarzalny! Czareeeeek Abraaaaaaaamowskiiiii!
Ściany aż się zatrzęsły od oklasków, którymi publiczność nagrodziła hmmm… „artystę”. Młodzieniec, ubrany w strój renifera, stanął na środku sceny przed mikrofonem i odchrząknął.
Widownia ucichła natychmiast. A on zaczął śpiewać. To było tak… piękne. Aż bolało. Nauczycielkom oczy zaszły łzami, gdy chłopak tak wspaniale zaakcentował „Zaprowadź mnie prosto do Befleja”. Uczniom zaparło dech w piersiach. Nagle znikąd pojawiło się zielone światło. Obok Czarka pojawił się drugi Czarek! Tylko trochę bardziej szmaragdowy. Wszyscy byli pewni, że to fragment występu, więc nie zareagowali. Jedynie Magda zauważyła dziwny ruch na suficie nad sceną. Wydawało jej się, że dostrzegła skrawek białego materiału.
- Ania spójrz – szepnęła Piecuch.
- Cicho bądź! Czarek śpiewa – odszepnęła Mała Szalona jednocześnie maniakalnie wpatrywała się w stojącą na scenie postać.
- Anka ewidentnie coś mi tu śmierdzi! – krzyknęła szeptem Magda.
- Niedziwne skoro stoimy koło toalety w DAMSKIEJ szatni.
Oburzona obsesją koleżanki na punkcie człowieka ze sceny, Piecuch zmarszczyła czoło i skupiła się na obserwowaniu sali. Do końca występu jednak nic niezwykłego nie przykuło jej uwagi. Dopiero w czasie przerwy, gdy szła do szatni w liceum udało jej się podsłuchać fragment rozmowy między dwoma nauczycielami.
- Stefan czy ktoś ostatnio wchodził naprawiać liny nad sceną?
- Ależ skądże Klaro. A czemuż to pytasz?
- Bo na występie tego chłopca zauważyłam jakiś materiał wiszący przy suficie.
- Ale tam nic nie ma.
- Och najwyraźniej mi się przywidziało.
„Nic się jej nie przywidziało” – pomyślała Magda. „Czyli nie tylko ja to dostrzegłam.” Ruszyła w stronę sekretariatu. Jednakże kiedy przechodziła koło męskiej szatni, ktoś bezpardonowo uderzył ją w nos przy otwieraniu drzwi. Piecuch upadła na plecy.
- Auaaaa! – wrzasnęła. Podniosła się na łokciach żeby zobaczyć napastnika. Ujrzała Zielonego Czarka.
„No gorzej nie mogłam trafić” – jęknęła w myślach. „Chociaż nie. Mogłam jeszcze oberwać drzwiami od Krochmala.” Chłopak, nawet na nią nie spojrzawszy, poszedł dalej.
- Nie, nic mi nie jest! – krzyknęła w odpowiedzi wkurzona Strażniczka. „Co za niekulturalny zielony smark” – pomyślała. Wstała z ziemi i wściekła ruszyła dalej. Kiedy pod nosem nadal wyklinała „Gluta”, (tak go nazwała w myślach) zobaczyła coś, czego nie chciała widzieć.