- Błagam niech oni już przestaną! –
jęczała dramatycznie Magda, gdy słuchała kolejnej klasy zawodzącej w czasie „Bitwy
na kolędy”. 
- Oj nie marudź. Nie jest wcale tak
źle – powiedziała niepewnie Ania. Skrzywiła się, gdy usłyszała kolejną fale  nieczystych dźwięków. Druga Strażniczka
spojrzała na nią z kwaśną miną.
- Proszę cię! Sama się oszukujesz –
gderała.
- No dobra, dobra. Przyznaję – jest
fatalnie. Ale sami też nie wypadniemy zbyt dobrze. Niektórzy nawet nie znają
tekstu.
- Nie przesa… - Magda umilkła gdy
usłyszała, że ktoś z ich klasy pyta się jaką kolędę śpiewają. W tym momencie
strzeliły razem z Małą Szaloną tradycyjnego fejspalma. 
- Czyli jest gorzej niż myślałam –
stwierdziła z cichym westchnięciem. Nastała chwila ciszy (oczywiście z
wyjątkiem grupy uczniów jęczącej na scenie). Nawet Ania zamilkła. Zmarszczyła
czoło,  jakby o czymś myślała. Nagle
zerwała się z miejsca ku zdumieniu wszystkich wokół.
- Magda! Potrzebujesz pseudonimu! –
krzyknęła w stronę dziewczyny.
- Ale po co?
- Jak to po co?! Może kiedyś w
przyszłości jakiś utalentowany młody pisarz będzie chciał uwiecznić nasze
wyczyny na papierze! 
- Mhmm jasne – mruknęła główna
zainteresowana.
- No weź. Może Ochmagdżi? Albo OłMag?
- Ania, chyba chcesz oberwać
frytkownicą. Na co i po co mi to?
- Znacznie ułatwisz mu robotę. 
- Komu?
- No temu utalentowanemu młodemu
pisarzowi, który będzie spisywał nasze przygody.
- W jaki sposób mu pomogę nadając
sobie jakiś pseudonim?!
- No będzie mniej powtórzeń w
tekście.
- Serio? To tyle? – spytała
zdegustowana „Ochmagdżi”.
- WIEM! PIECUCH! 
- Wiesz co? Dla świętego spokoju
zgadzam się – westchnęła Magda. Nagle Ania położyła palec wskazujący na ustach,
sygnalizując żeby „ Piecuch” była cicho.
- O co chodzi? – spytała.
- Ciiii… Za chwilę Czarek będzie
śpiewał! – szepnęła Mała Szalona.
Obydwie zamilkły. Zgasły światła.
Usłyszały podekscytowany głos konferansjera.
-
Lejdis end dżentelmen, damy i gospoda, mesier e madam, meine Damen und Herren! Tylko w tym dniu! Tylko tego
popołudnia! Pojawi się przed Państwa oczami! Jedyny i niepowtarzalny!
Czareeeeek Abraaaaaaaamowskiiiii!
Ściany aż się zatrzęsły od oklasków,
którymi publiczność nagrodziła hmmm… „artystę”. Młodzieniec, ubrany w strój
renifera, stanął na środku sceny przed mikrofonem i odchrząknął.
Widownia ucichła natychmiast. A on
zaczął śpiewać. To było tak… piękne. Aż bolało. Nauczycielkom oczy zaszły łzami,
gdy chłopak tak wspaniale zaakcentował „Zaprowadź mnie prosto do Befleja”.
Uczniom zaparło dech w piersiach. Nagle znikąd pojawiło się zielone światło. Obok
Czarka pojawił się drugi Czarek! Tylko trochę bardziej szmaragdowy. Wszyscy
byli pewni, że to fragment występu, więc nie zareagowali. Jedynie Magda
zauważyła dziwny ruch na suficie nad sceną. Wydawało jej się, że dostrzegła
skrawek białego materiału. 
- Ania spójrz – szepnęła Piecuch.
- Cicho bądź! Czarek śpiewa –
odszepnęła Mała Szalona jednocześnie maniakalnie wpatrywała się w stojącą na
scenie postać. 
- Anka ewidentnie coś mi tu śmierdzi!
– krzyknęła szeptem Magda.
- Niedziwne skoro stoimy koło toalety
w DAMSKIEJ szatni.
Oburzona obsesją koleżanki na punkcie
człowieka ze sceny, Piecuch zmarszczyła czoło i skupiła się na obserwowaniu
sali. Do końca występu jednak nic niezwykłego nie przykuło jej uwagi. Dopiero w
czasie przerwy, gdy szła do szatni w liceum udało jej się podsłuchać fragment
rozmowy między dwoma nauczycielami. 
- Stefan czy ktoś ostatnio wchodził
naprawiać liny nad sceną?
- Ależ skądże Klaro. A czemuż to
pytasz?
- Bo na występie tego chłopca
zauważyłam jakiś materiał wiszący przy suficie.
- Ale tam nic nie ma.
- Och najwyraźniej mi się
przywidziało.
„Nic się jej nie przywidziało” –
pomyślała Magda. „Czyli nie tylko ja to dostrzegłam.” Ruszyła w stronę sekretariatu.
Jednakże kiedy przechodziła koło męskiej szatni, ktoś bezpardonowo uderzył ją w
nos przy otwieraniu drzwi. Piecuch upadła na plecy.
- Auaaaa! – wrzasnęła. Podniosła się
na łokciach żeby zobaczyć napastnika. Ujrzała Zielonego Czarka.
„No gorzej nie mogłam trafić” –
jęknęła w myślach. „Chociaż nie. Mogłam jeszcze oberwać drzwiami od Krochmala.”
Chłopak, nawet na nią nie spojrzawszy, poszedł dalej.
- Nie, nic mi nie jest! – krzyknęła w
odpowiedzi wkurzona Strażniczka. „Co za niekulturalny zielony smark” –
pomyślała. Wstała z ziemi i wściekła ruszyła dalej. Kiedy pod nosem nadal
wyklinała „Gluta”, (tak go nazwała w myślach) zobaczyła coś, czego nie chciała
widzieć. 
